A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. Ef 2, 19–20
Panorama
Moje skojarzenia odbiegają od typowej definicji „kamienia węgielnego”. Mnie kojarzy się on z potęgą, podczas gdy właściwe określenia kierują się w stronę „początku”. Kamień węgielny nie musi być widoczny, wielki, potężny, przytłaczający. Być może między moim wyobrażeniem a właściwą definicją kamienia węgielnego nie ma sprzeczności, zresztą kwestia ta ma i tak znaczenie drugorzędne. Dość, że niejako automatycznie skierowałem się w stronę… ostańców Jury Krakowsko–Częstochowskiej, które podziwiam czasem z odległości, w jakiej znajduje się szosa, zza szyby samochodu. Tym razem zyskałem pełne prawo, a nawet i obowiązek, zejścia z asfaltowego szlaku i zbliżenia się do skalnych masywów…
Góra jest niemym przyjacielem, mocnym, który jednym drgnieniem mógłby mnie pochłonąć, a ja bym to zaakceptował. Te zdjęcia to dowód na poszukiwanie Kamienia węgielnego, pomiędzy końcem mojej pracy a wieczorem. Odnajdywanie dróg, którymi nigdy nie jechałem i może już nie pojadę.
Zbliżenie
To ukryte miejsce, niedaleko drogi z Krakowa do Olkusza. Nosiłem ze sobą statyw, ustawiałem go, wybierałem kadr, uruchamiałem samowyzwalacz i biegłem pod skałę. Byłem sam, miałem dziesięć sekund. Powtarzałem ujęcia, zmieniałem miejsca, poprawiałem pozycję pod skałami. Planowałem, by powracać o innej porze, gdy słońce będzie po drugiej stronie nieba, a wtedy miejsce nie będzie tym samym, będzie zupełnie inne, bo przecież światło stwarza obraz.